Widziałam w moim życiu setki uśmiechów, ale żaden nie przyspieszył
bicia mojego serca tak jak Twój.
Żaden nie powodował, że moje kąciki ust same się podnosiły.
Nie spałem całą noc.
Myślałem. Za dużo. Stanowczo za dużo.
Do jakich wniosków doszedłem?
Nic nowego. Tylko tyle, że jestem
sukinsynem.
Ziewnąłem szeroko, wyrzucając
dłonie ku górze. Powoli zwlokłem się z łóżka.
Dawno nie spędzałem czasu z chłopakami, toteż chciałem poprawić moją
obecną sytuację i wykorzystać jakoś czas. Ospałym krokiem zszedłem na dół, witając się z
Zaynem, bo jako jedyny przebywał w
kuchni.
Podszedłem do lodówki, i
otworzyłem ją szeroko opierając się dłońmi o jej krawędzie. – Co na śniadanie?
– zapytałem i zacząłem buszować w jej wnętrzu.
Zaśmiał się cicho. Odwróciłem
głowę ku niemu. – Naleśniki. – Wyciągnął do mnie dłoń z talerzem, pełnego tych
pyszności polanych czekoladą. Otworzyłem usta ze zdumienia.
- Wiesz, że bardzo cię kocham? –
zapytałem retorycznie, biorąc kilka z
nich i wpychając sobie do gardła. Tak dawno nie jadłem nic słodkiego. W tej
chwili miałem gdzieś kalorie, oraz moją twarz jutro obsianą, jak to zwykle u
mnie bywa po słodyczach, kilkoma wypryskami. A jak zapewne dobrze wiecie,
przywiązywałem dużą wagę do mojego wyglądu.
- Oczywiście, że wiem. Każdy mnie
kocha. – odparł i posłał mi swój szczególny uśmiech numer 3. – Jakie mamy plany
na dzisiaj? Myślę, że nie jesteś zajęty Eleanor, sądząc z jej miny, gdy od nas
wychodziła… -Podrapał się po głowie wolną ręką. - Co jest stary? Nie podołałeś
zadaniu? Zawsze mogłeś ją wysłać do mnie…
-Zdrajca. NIE wtrącaj się. Nie
miałem ochoty – przerwałem mu. Parsknął śmiechem pomieszanym z drwiną i od razu
zaczął kasłać, bo się zachłysnął. – Bardzo dobrze. Mam to gdzieś, wcale ci nie
pomogę! - rzuciłem i biorąc do ręki
kilka naleśników wyszedłem z kuchni i
kierowałem się w stronę salonu. Po drodze minąłem zaspanego Harrego, jednak nie
będąc pewnym jak zareaguję, patrząc w te jego zielone tęczówki, nie
zaszczyciłem go spojrzeniem. Za to on lustrował mnie od góry do dołu. A
wystarczyło ubrać jakąkolwiek koszulkę. Westchnąłem cicho i usiadłem na fotelu,
włączając pierwszy lepszy kanał w telewizorze. Rozmnażanie płazów. Do dupy.
Dalej. Życie na wsi. Po cholerę mi to?
Kolejnym były teledyski. Rzuciłem pilot
gdzieś w kąt, widząc, że leci jedna z moich ulubionych piosenek. Poruszałem stopami do rytmu, bo nie mogłem
śpiewać mając usta zatkane pałaszowaniem śniadania. Niedługo później do pokoju wszedł Harry i
usiadł na kanapie naprzeciwko mnie, wpatrując się we mnie gniewnie. Próbowałem
to zignorować, jednak nie mogąc już dłużej wytrzymać jego przeszywającego mnie
wzroku, zareagowałem niezbyt inteligentnie.
-Co?
- Nie lubię tej piosenki. Zmień
ją. – Odparł, kierując wymowny wzrok na telewizor.
-Nie.
-Dlaczego?
-Bo nie chcę. Bo nie zrobię tego
dla ciebie i nie mam pilota. – odpowiedziałem na jego durne pytanie, siadając
wygodniej na fotelu.
-Gdzie pilot? – zapytał znów.
- Nie mam pojęcia.
-Nie chcesz mi powiedzieć? Sam go
znajdę. – odrzekł i wstał ze swojego miejsca. Westchnąłem zrezygnowany. Chodził w te i we te, zaglądając w zakamarki,
w których zwykle go trzymamy. Znudzony oglądałem kolejny teledysk. Burknął
cicho i stanął przed telewizorem, zasłaniając mi widok.
- Zejdź – powiedziałem mu,
machając ręką, jakby to coś mogło pomóc. Nie pomogło, a może tylko pogorszyło
sprawę, bo ruszył w moją stronę, wyciągając ku mnie ręce. Zmarszczyłem brwi, nie wiedząc jakie będą
jego zamiary. Gdy był na tyle blisko, ze mogłem go dotknąć, jedną dłonią
odsunąłem jego ręce, drugą trzymałem na
jego piersi. – Co ty robisz!? - rzuciłem gniewnie, bo napierał na mnie coraz
mocniej. Szybkim ruchem ręki zabrał moje i pochylił się ku mnie, obejmując mnie
swoimi dłońmi, które macając fotel pode mną, szukały najprawdopodobniej pilota.
–Tutaj go nie ma! –krzyknąłem, zdecydowanie za cicho niż zamierzałem,
odpychając go. Odsunął się kilka kroków i popatrzył na mnie smutnym
wzrokiem.
Prychnąłem. – Nie zrobisz nic, żeby się powstrzymać? –
zapytałem pogardliwie. Harry spuścił wzrok na podłogę i przygryzł na chwilę
dolną wargę, jakby się zastanawiając.
- Miło było znów cię poczuć. –
szepnął cicho i szybkim krokiem opuścił salon.
Cholernie mnie zatkało.
Oh, znów się zaczyna. CHOLERNIE.
Siedziałem tam może z pół
godziny.
W mojej głowie dudniły tylko te
słowa.
‘Miło było znów cię poczuć.’
Uczucie jego rozgrzanych dłoni,
gdy przypadkiem musnął mojego ciała.
‘Miło było znów cię poczuć.’
Nie jestem kurwa mać gejem!
Nie jestem.
Nie wiedziałem co mam myśleć.
Harry był moim przyjacielem. Nie mogłem go ot tak zostawić. Za każdym razem, gdy przechodził obok mnie,
czułem się speszony, jak mała dziewczynka.
Ale nie chciałem być daleko od niego. Nie mogę go porzucić. Nie po tych
wszystkich latach razem. Czy już wtedy czuł coś do mnie?
Myślę, że powinienem trochę
odpocząć. Od tego wszystkiego.
Najlepiej, gdzieś daleko stąd, z moją dziewczyną. Bo jak pamiętacie,
jestem HETERO. I posiadam własną dziewczynę.
‘Która wcale cię nie podnieca.’
Coś szepnęło w mojej głowie.
Chrząknąłem. To kłamstwo, próbowałem przekonać samego siebie. Kochałem
ją, a jeżeli raz nie chciałem uprawiać z nią seksu nie znaczy, że mnie nie
podnieca!
‘Chcesz, by to ktoś inny cię
zaspokoił.’
Czy ja właśnie rozmawiałem sam ze
sobą? I czy to moja głowa mówiła takie pierdoły?
Zamknij się. Zamknij. To jedno,
wielkie kłamstwo.
To nie moja wina, że jeden,
pieprzony, durny chłopak, chce się ze mną pieprzyć.
‘A czy ty z nim…?’
Zerwałem się z miejsca. -KURWA
JEGO W DUPĘ PIERDOLONA MAĆ! – krzyknąłem, biegnąc do swojego pokoju. Po drodze
minąłem oszołomionego Liama oraz Zayna, którzy wyglądali zza framugi drzwi
kuchennych. Usłyszałem tylko ciche ‘Co się dziej…’ jednego z nich, a już
zamykałem a sobą drzwi.
Byłem w swoim królestwie. Nadal z
moją głową. Z różnorodnością myśli. Zsunąłem
się w dół po ścianie, z szybko bijącym sercem i drżącymi rękami.
‘Miło było znów cię poczuć.’
Przecież nie jestem gejem.
Myślę, że powinienem porozmawiać
z Harrym. Wyjaśnić to i owo. Poprosić, by nikomu nie mówił o swoich uczuciach.
By się ze mnie nie zakochiwał. By dał sobie spokój. Muszę spróbować go jakoś
zrozumieć.
Dlaczego ja?
Nie byłem nikim szczególnym. Oczywiście, że spędzałem z nim dużo czasu,
czasami traktując go o wiele bardziej intymnie, niż powinienem. Ale to nie miało mu pokazać, że chcę iść z
nim do jednego łóżka, a tylko tyle, że
traktuję go jako mojego najlepszego przyjaciela. I chcę ,by takim został.
Nie chciałem nawet myśleć jak
bardzo popieprzone to było, ale musiałem przyznać przed samym sobą: cholernie
lubiłem Harrego. Może nawet bardziej.
Nigdy nie przejmowałem się opinią
innych, ale nie potrafiłem sobie wyobrazić reakcji moich znajomych, gdybym nagle
oznajmił, że jestem homo. Ten szalony, ja który, co tu dużo ukrywać, uwielbia
kobiety, nagle czuje coś do swojego przyjaciela? I podnieca się na jego widok?
Tylko głośno myślę,
spokojnie. To niedorzeczne, by
kiedykolwiek się stało i mam nadzieję, że nigdy nie stanie.
Ale Harry nie był jakimś tam
chłopakiem, przypadkowym, takim samym jak milion innych. Nie, on był wyjątkowy.
Zupełnie inny, niż ta cała, pieprzona społeczność. Dla mnie znaczył o wiele
więcej. Był jakby powietrzem, bez którego nie mogłem oddychać, żyć. Teraz, gdy
nie mogę swobodnie z nim porozmawiać, czuję się pusty i bezsilny. Jestem
przybity, nie mając go przy sobie. Nie mogąc go swobodnie poczochrać,
połaskotać, jak to bywało wcześniej. Nie
mógłbym wytrzymać bez niego chociażby jednego dnia, bo umarłbym z tęsknoty za
nim. To wiedziałem aż za dobrze.
Od dłuższego czasu zaprzątał moje
myśli i nie potrafiłem się go z nich
pozbyć. Próbowałem nawet go ignorować, ale nie potrafiłem – oczarowany jego
słodkimi dołeczkami w policzkach, gdy uśmiechał się do mnie, burzą loków na
głowie, w które, odkryłem to z
przerażeniem, z chęcią wplótłbym dłonie i zielonymi, błyszczącymi oczami, w
których czaiły się iskierki.
Był jakby moim przeznaczeniem,
które daje mi siłę do dalszej walki.
Nagle zdałem sobie sprawę, że nie
ma już tego błogiego uczucia szczęścia, które zwykle miewałem, gdy o nim
myślałem. Teraz były obawy. Oraz… Coś mi
jeszcze nie znanego. I nie wiedziałem, czy chcę je znać.
Tę sytuację miałem w głowie w stu wariantach, wymyślaną do perfekcji. A
wyszło… Jakbym był z marsa.
Może bez ciebie nie jestem taki
silny. Może sam nie daję rady. Jesteś moim tlenem. Umieram, ponieważ nie możesz
być tym samym, kim byłeś kiedyś.
Pojedyncza łza spłynęła po moim policzku. Głowę odchylam do tyłu, drżące
ręce ściskam na podbrzuszu.
Wyciągnąłem nimi telefon z
przedniej kieszeni.
‘Przyjdź do mnie, proszę…’
Napisałem do mojego osobistego nieba. Do osoby, na której widok rozdzierało mi
serce. Do Harrego.
Kolejne łzy płynęły po moich
policzkach. Zakryłem twarz dłońmi i
cicho szlochałem. Czekałem.
Może kilka minut, może godzinę,
miesiąc, całą wieczność. Dla niego
zrobiłbym wszystko.
Za dużo wspólnego, żeby nagle żyć
osobno. Za dużo uczuć, kłębiących się w mojej głowie. Za dużo niepewności i
strachu do dalszego działania. Przestrzeń
nie do pokonania, a prędkości zbyt silne by dogonić utracone siły.
Być może ten rodzaj miłości, w
który wierzę, jest po prostu nieosiągalny.
Popierdolony świat z popierdoloną
przyszłością.
Znienawidzone myśli i
częstotliwość uśmiechów.
Sarkazm i ironia.
Kolejne łzy, kolejne spazmy
dreszczy.
Drżenie rąk i pustka w głowie.
Szczękanie zębami i miłość.
Moje osobiste niebo.
Pospiesz się, błagam w myślach.
Nie mogę dłużej. Muszę komuś powiedzieć to, co siedzi w mojej głowie.
Uśmiech nie zawsze znaczy, że jesteś szczęśliwy
what the fuck is going on inside my head?
Nie wiem.
Nadal czekam, widzisz?
Nadal czekam.
Nie pozwól, bym tu zamienił się w
kamień.
Nie pozwól, bym cię opuścił.
Nie pozwól, bo czekam.
***
I jak?
może być?
Miałam go dodać w lipcu, ale sporo jest napisany, to nie czekam, tylko dodaję.
Proszę, jeżeli to czytasz, napisz cokolwiek w komentarzu.
to cholernie dla mnie ważne, bo nie wiem czy podoba wam się ten sposób pisania.
xoxo