wtorek, 5 czerwca 2012

Chapter 2. Co będzie dalej?


Jeśli nadal chcesz to czytaj, pamiętaj, że nie biorę odpowiedzialności za dodatkowe urazy i uszkodzenia. Ty to znalazłeś, weź za to odpowiedzialność.
Ostrzegam, to co piszę nie jest do końca normalne, niekiedy o relacjach homoseksualnych.
Właściwie to całe moje zapiski są właśnie o tym.
Właściwie, to nie jestem normalny.
Ugh, kiedyś będzie lepiej?
Tylko ostrzegam
Choć nie zniechęcam
To nadal twoja wola


-Louis… Louis… Obudź się… - usłyszałem ciche jęczenie tuż przy moim uchu. Wzdrygnąłem się.  Do mnie nie mówi się z samego rana.
- Akrwww…  Jeb się…Kimkolwiek jesteś… - mruknąłem cicho i przekręciłem się na drugą stronę. A raczej przekręciłbym się, gdybym miał na co.  Upadłem z cichym jękiem na podłogę. Warknąłem, przecierając wciąż zaspane oczy. Rozejrzałem się po pokoju i zacząłem kojarzyć fakty.
- Dobrze się czujesz?
-C-co?  - spojrzałem w stronę,  z której dochodził głos. - A, Styles. Po jaką cholerę mnie budziłeś? – zapytałem, przybierając groźną minę, co prawdopodobnie w ogóle mi nie wyszło, bo dostrzegłem w jego oczach wesołe iskierki. Harry kucał prawie pod biurkiem, przeglądając jakieś papiery.
Pomachał mi dosyć znajomą, zapisaną kartką papieru. – To twoja piosenka.  A raczej jej część.
Skrzywiłem się lekko. - No i co z tego? Nie powinieneś tego czytać – powiedziałem  i podszedłem do niego wyrywając mu ją z ręki. Spojrzał na mnie zdziwiony.
- Dlaczego nie powinienem?
Podrapałem się po karku, zastanawiając się nad odpowiedzią, którą mógłby zrozumieć. – To moje. – odparłem.
-Po prostu to przeczytałem... Więc mówisz, że nie pokazałbyś mi jej, gdybyś skończył? – powiedział i spuścił wzrok. Cienki chwyt, Styles. Próbujesz sprawić, bym ci w jakiś stopniu współczuł?  Agh, gdzie się podziało moje dobre serce.
- Oczywiście, że nie.   – podszedłem do kanapy i usiadłem na ziemi, opierając się o nią. -Tak właściwie, która jest godzina? 
Zapytałem, choć wcale mnie to nie interesowało. Chciałem zmienić temat.  Odchyliłem głowę do tyłu i zamknąłem oczy.  Czuję stopy Harrego na dywanie. Podchodzi do mnie, siada naprzeciwko.  Patrzę na niego, on na mnie.  Jest taki… rozkojarzony? Tak, to dobre słowo.  Niepewnie podniósł swoją dłoń i wziął ode mnie kartkę z piosenką. O dziwo, nie sprzeciwiłem się. Dlaczego ja to wtedy zrobiłem? Pozwoliłem się mu wpatrywać w moje własnoręcznie napisane słowa.  Kołysał się w przód i tył, siedząc po turecku. Wiedziałem, że się denerwuje, choć nie miałem pojęcia dlaczego.
- A… A masz do tego melodie? – zapytał mnie cicho, kładąc swoją dłoń na mojej łydce, co jakiś czas szarpiąc delikatnie materiał moich dresów. Nie przeszkadzało mi to, było to jakieś przyzwyczajenie. W pewnym sensie lubiłem jego dotyk.
- Do której piosenki? Do skończonej, czy do kilu wersów innej? Gdybyś czytał uważniej, zauważyłbyś, że są tam dwie – wskazałem palcem na oddzieloną linię na papierze. Harry pokiwał głową ze zrozumieniem. – Do którejkolwiek  – Odparł.
Czułem się co najmniej dziwnie. – Tak. Tak mam.
Popatrzył w bok, jakby bojąc się napotkać mój wzrok, lecz za chwile spojrzał prosto w moje oczy. – Czy… Czy możesz mi zaśpiewać? – zapytał mnie cicho, zmieniając pozycję. Teraz siedział obok mnie, opierając się o kanapę.
Zmarszczyłem czoło. – Dlaczego miałbym to zrobić?
- Bo chcę ją usłyszeć.
Wypuściłem głośno powietrze. Nie tego się spodziewałem, ale… - Cóż, to dobry argument. To nie jest jeszcze dopracowane i mogą być pewne ubytki, mogę też nie dobrać dźwięku, bo…
- Po prostu zaśpiewaj, Louis – przerwał mi cicho i poklepał po ramieniu, jakby chcąc dodać otuchy.
Co tu dużo mówić, przekonał mnie, choć sam byłem jeszcze niepewny tej piosenki. – Potrzebuję… Potrzebuję… - rozejrzałem się po pokoju, gdy napotkałem wzrokiem to, czego szukałem. Wstałem, wziąłem gitarę i wróciłem na swoje miejsce. 

Zamknąłem oczy. 

Zacząłem swój mały koncert. 

 http://www.youtube.com/watch?v=RxWEvV9zYj4&feature=relmfu
< tak to sobie wyobrażałam, że tak to właśnie śpiewa. Dlaczego akurat ta? Kocham covery Boyce Avenue, wydaje mi się, że akurat ta piosenka pasuje. >

A hundred days have made me older
since the last time that I saw your pretty face.
A thousand lies have made me colder
And I don't think I can look at this the same.
But all the miles that separate.
Disappear now when I'm dreaming of your face.

I'm here without you baby
But you're still on my lonely mind
I think about you baby
And I dream about you all the time.
I'm here without you baby
But you're still with me in my dreams
And tonight it's only you and me.

Spojrzałem na Harrego. Zamknął oczy, otworzył lekko usta, kołysał się delikatnie w rytm melodii.  Dosyć urocze.
The miles just keep rollin'
As the people leave their way to say hello.
I've heard this life is overrated
But I hope that it gets better as we go.

Przerwałem. Dopiero po chwili popatrzył na mnie. ‘Spóźniony zapłon’ – pomyślałem ironicznie.
-Nie przerywaj! – rzucił gniewnie. Zaśmiałem się cicho i kontynuowałem moją piosenkę.
Od czasu do czasu spoglądam na Harrego. Umysłem jest gdzieś indziej, choć wiem, że uważnie mnie słucha. Zastanawiałem się, o czym myśli. Nadal kołysał się lekko. Nie tykał już moich dresów, choć nadal trzymał dłoń na mojej nodze. Czułem lekkie ciepło w miejscu jego dotyku. 
Śpiewałem cicho, wpatrując się w mojego przyjaciela. Im dłużej zerkałem, tym większy czułem komfort  w moim sercu. 

Agh, wzięło mi się na morale.
Harry oblizał wargi. 

Otworzył oczy, podsunął swoje kolana pod brodę i pochylił głowę, chowając twarz. Rękoma złapał się za włosy, kilkakrotnie nimi ciągnąc.
Ucichłem. Odłożyłem na bok gitarę i przybliżyłem się do niego. Objąłem go delikatnie za kark.
- Co jest, Haz? Jestem aż taki beznadziejny? – zapytałem, czując gulę w moim gardle. To nie tak miało wszystko wyglądać.
Harry wydał z siebie cichy bulkot, po czym siąpnął nosem. Potarł dłońmi o swoje oczy, dopiero później na mnie spojrzał. Zobaczyłem łzę spływającą po jego policzku.
Byłem zszokowany. Nie wiedziałem, że jestem aż tak zły. – Boże święty, przysięgam, że już nigdy nie będę śpiewał – szepnąłem i od razu poczułem jego dłonie na mojej twarzy.  
Popatrzył na mnie gniewnie – NIGDY  więcej tego nie mów! – krzyknął zachrypniętym głosem. 

Byłem coraz bardziej skołowany. Najpierw słucha, potem płacze, na końcu się wydziera. -Ale… No to… Nie rozumiem?
Harry opadł z powrotem na oparcie kanapy. – T-to było piękne. Wspaniałe. Dlaczego ja wcześniej tego nie zauważyłem?
- Zauważyłeś co?
Z pod grzywy loków popatrzył na mnie intensywnie -Jesteś taki idealny, Louis… Chciałbym, byś był moim aniołem stróżem, byś zawsze był ze mną… - spuścił wzrok na swoje dłonie i splótł je ze sobą. Umilkłem na chwilę, zastanawiając się nad odpowiedzią.
- Przecież jestem. I będę. Już zawsze.   – przytuliłem się do jego ramienia, kładąc na nim swój policzek. Pogładził czule moje włosy.

Czułem się co najmniej dziwacznie, jak małe dziecko. Ale było mi dobrze.
Przesiedzieliśmy tak może z dwadzieścia minut, nic nie mówiąc. Był obok mnie.
Odsunąłem się trochę – Myślę, że czas pokazać się światu, nie sądzisz? – zapytałem. On wyciągnął tylko ręce, z miną Tak bardzo smutną, niczym mały piesek, że wybuchnąłem cichym śmiechem. 
-N-nie, nie chcę. Zostań tu, ze mną – burknął i oparł czołem o moje ramię.  – Kocham cię, Boo – szepnął.  Objąłem jego tors dłońmi, napawając się chwilą. On również mnie objął. Czułem się wspaniale, że ktoś tak mnie docenia. Modliłem się tylko w duchu, by nikt nie wszedł do pokoju. Jeszcze tego mi brakuje. ‘Czy Louis Tomlinson to homoseksualista?’ głosiłyby nagłówki. Nie wiem, czy dałoby się to jakoś sprostować.   Im więcej myślałem, tym bardziej czułem się niezręcznie. 
- Ale… Harry, pamiętasz, ja mam dziewczynę – rzuciłem, wyswobadzając się z jego objęć. Zaśmiałem się nerwowo.
Wypuścił głośno powietrze, wydając siebie cichy bulkot. - To z nią zerwij! Zerwij! – krzyknął, zrywając się z miejsca i gestykulując dłońmi. – Zrób to dla mnie, Louis… Przestań z nią być… 

Otworzyłem usta ze zdumienia. Powoli odwróciłem się w jego stronę, patrząc w te zielone tęczówki, w których malowało się zdecydowanie i jakby… Wstyd.
- Czy ty.. Czy…
-Tak, Louis, dobrze zrozumiałeś.  Kocham Cię, idioto. Kocham Cię od tak dawna, że uczucie to powoli zaczęło rozdzierać mnie od środka, aż w końcu stałem się pustą skorupą, wypełnioną namiętnością do kogoś, kto zupełnie nie jest tego świadomy….  – przerwał na chwilę, biorąc głęboki oddech. -Wszystko zaczęło się około roku temu, gdy zaprosiłeś na randkę Eleanor i ogłosiłeś, że wasza dwójka jest oficjalnie parą. W tamtym momencie, przysięgam, w miejscu, gdzie powinno być moje serce, rozległ się donośny trzask. Wtedy wiedziałem, że Cię kocham. Wiedziałem to chyba od jakiegoś czasu, ale nie byłem ze sobą szczery. Widziałem, jaki jesteś przy niej szczęśliwy i pragnąłem, byś był taki ze mną. By to prze ze mnie na twojej twarzy gościł uśmiech.  Byś to mnie przytulał na powitanie, szeptał miłe słowa….

- Nie. – Przerwałem mu, bojąc się usłyszeć resztę. - To nie może być prawda. Robisz sobie ze mnie jakieś cholerne żarty, tak? Natychmiast skończ! – krzyknąłem i zerwałem się ze swojego miejsca, chcąc jak najszybciej opuścić pomieszczenie. To było dla mnie stanowczo za dużo.
Poczułem jego dłoń na swojej. – Nie… Nigdy więcej się nie odważę. Musisz posłuchać… - Wpatrywałem się w niego gniewnie, choć nie odchodziłem. 

Dlaczego nie odszedłem?
Moje nogi trzymały się mocno ziemi, ale mózg chciał wyjść.

Harry wstał, stając naprzeciwko mnie. Nadal trzymał moją rękę.
-Wiesz jak to jest siedzieć i przyglądać się jak osoba, którą się kocha, obdarowuje tym uczuciem kogoś innego? To koszmar, tyle Ci powiem. Istna tortura. Za każdym razem, gdy Eleanor była w pobliżu, moja głowa chaotycznie pulsowała i czułem się, jakby ktoś kopał mnie milion razy w klatkę piersiową. To nie tak, że jej nie lubię. Jest uroczą dziewczyną, Lou. Cieszę się, że znalazłeś sobie kogoś takiego, jak ona. Może przemawia przeze mnie zazdrość, ale czuję, że ja sam mógłbym Cię lepiej traktować. Zawsze byłbym przy Tobie, na dobre i na złe. Zawsze.  Louis – zwrócił się do mnie  i podszedł tak blisko, że niemal stykaliśmy  się torsami. Po wpływem  niewyczuwalnego dotyku instynktownie odsunąłem  się od bruneta i wpadłem na ścianę, która była za mną. - Proszę cię, nie po to się tyle starałem żebyś ty mi tu teraz mówił wszystko na nie, jasne? - westchnął lekko i  zbliżył się do mnie próbując  pocałować.  Odepchnąłem go mocno.  Cały wrzałem w środku.
- Jesteś nienormalny! Nie jestem gejem, Styles! To jest… Powinieneś się leczyć! Nigdy więcej się do mnie nie zbliżaj, ostrzegam cię – powiedziałem i skierowałem się ku drzwiom. Jednak zanim je przekroczyłem usłyszałem ‘Jeszcze zmienisz zdanie, obiecuję’ Harrego. Trzasnąłem mocno drzwiami. 

Moja wściekłość sięgała granicy zenitu. Jeszcze trochę, a zacząłbym  wrzeszczeć. 

Osunąłem się na ziemię, chowając twarz w dłoniach. Wyrywałem włosy z głowy. Krzyczałem w środku. Coś rozdzierało moje wnętrze. Byłem skurwielem bez uczuć, dobrze zdawałem sobie z tego sprawę.  W tej chwili nie wiedziałem, co się ze mną dzieje. Nie kontrolowałem moich ruchów, serce biło oszalałe. Za dużo emocji, to wiedziałem. Uczuć, do mojego najlepszego przyjaciela. Kim jest teraz? 

Co będzie dalej?


 ---------
Proszę, komentujcie. Chcę wiedzieć, czy mam kontynuować to opowiadanie, czy skończyć z pisaniem jak najszybciej :3 

7 komentarze:

Anonimowy pisze...

Super! :)
Świetnie piszesz i nie przerywaj! :*

Love Yourself pisze...

temat Larrego zawsze mnie interesuje.
świetnie o tym piszesz :)
czekam na rozwinięcie akcji między tym dwojgiem :D

Najimi pisze...

Piszesz ... Niesamowicie ! Poleciłaś w komentarzu na moim blogu swoje opowiadanie ... i jak weszłam , zobaczyłam , że jest to blog o Larrym od razu wzięłam się za czytanie . Proszę Cię, nie kończ z pisaniem , bo wychodzi Ci to naprawdę BOSKO *,*
Informujesz może o nowych rozdziałach na tt ? Jeśli tak , to mogłabyś mnie informować ? :D
@LittleLexiex3
Byłabym naprawdę wdzięczna ! <33
I zapraszam do mnie :
words-will-be-just-words.blogspot.com

Katey. pisze...

To jest świetne <3.

wiku. pisze...

Zazdroszczę talentu *-* Przy tym moje opowiadanie to nic... Pozdrawiam i jeśli będziesz miała ochotę informuj mnie na no-more-fears-no-more-crying.blogspot.com bądź twitterze @official_wiku xxx

Anonimowy pisze...

Fajnie, fajnie...
No kto by się spodziewał, że Lou odrzuci Harry'ego. Zazwyczaj w opowiadaniach to chłopcy sobie ulegają i nagle uświadamiają sobie, że ten drugi jest jego największa miłością. Dlatego ciszę się, że tu jest inaczej. :)
Pozdrawiam Nika

Unknown pisze...

Larry shipper? :D

Prześlij komentarz