Pamiętnik, dziennik, myśli,
książka? Sam nie wiem czego chcę. Na pewno będzie to coś, co będzie
przypominało mi o czwórce przyjaciół, z którymi jestem zmuszony żyć. Z którymi spędzam każdą chwilę i którzy
wiedzą o mnie dosłownie wszystko. Choć mam nadzieję, że niektóre szczegóły mojego
życia nadal są ukryte głęboko w moim umyśle, to niczego nie jestem pewien.
Wciąż mam nadzieję, na lepsze jutro.
Jestem Louis Tomlinson. Yup,
ten z One Direction. Gdybym nie dodał,
do jakiego zespołu należę, prawdopodobnie nikt by mnie nie kojarzył. A już na
pewno na samym początku naszego istnienia.
Powiedział bym coś o sobie, ale
prawdopodobnie nie będzie mi to potrzebne ani teraz, ani później. Chyba, że
ktoś to znalazł i wgłębia się w moje myśli. Jeśli już tak się stało, to proszę,
pamiętaj, że niektóre rzeczy piszę pod pływem chwili, może wcale tak nie myślę.
Więc nie jestem aż takim zepsutym chłopakiem, jak się wydaje. Postaw się na
moim miejscu. Poczuj to i bądź dobrej myśli.
Mam nadzieję, że ta banda jełopów
nie wyżarła do końca mojego mózgu i te bazgroły, zamieszczone tutaj będą miały
jakiś sens, Dla przyszłości narodu.
30 maj 2010.
Tytuł? Nie ma. Jest to wspomnienie. O Harrym. O moim Harrym,
który prawdopodobnie głęboko chrapie w pokoju obok. Nie pójdę tam, bo nie chcę
go obudzić.
Pisząc to, siedzę sam, na moim
łóżku. Ręką podpieram głowę, jest dosyć późno. Słucham
The Fray – Look after you.
Obok mnie mam kawę. Co ja bym bez
niej zrobił?
Wyobraź sobie to, o czym
piszę.
Kamera, akcja!
Huk. ŁUBUDUBU. Zerwałem się z
łóżka i popędziłem do sugerowanego
miejsca wypadku, tzn. wybiegłem z pokoju. Stanąłem jak wryty i zatkałem sobie
usta dłońmi, by nie krzyknąć. Harry leżał bezwładnie przy schodach, z głową na pierwszym stopniu. Trzasnęły drzwi. Liam również wyszedł
zobaczyć co się dzieje.
Otworzył szeroko oczy i wpatrywał
się we mnie. – No co tak stoisz? Chodź, pomożemy mu! – krzyknął i zbiegł na
dół. Ja tuż za nim. Stanąłem przy Harrym i delikatnie podniosłem. Czułem zapach
mocnego alkoholu, smród papierosów i jeszcze jakąś inną, nieznaną mi
substancję.
Wypuściłem głośno powietrze. - Ty
matole… Nie umiesz pić to nie sięgaj po kieliszek! I co my z tobą zrobimy…? NIE
RZYGAJ! – fuknąłem, widząc jak pochyla się w moich ramionach. Złapałem go za
ramię, Liam za drugie i spróbowaliśmy go choć trochę przenieść. Był stanowczo
za ciężki, a fakt, że się zatacza wcale nam nie pomagał. Zacisnąłem mocniej dłonie.
- Nie… Louis… Chcę mojego Boo…
Ugfpp… - jąkał mi do ucha. Kretyn. Dowlekliśmy się pod zamknięte drzwi jego pokoju.
- Otworzę, trzymaj go, Liam… -
delikatnie oddałem bezwładne jeszcze
ciało Harrego w ręce przyjaciela. Odwróciłem się od nich chcąc otworzyć drzwi i
usłyszałem huk. Spojrzałem w tamtą stronę.
- Miałeś go trzymać! –
krzyknąłem. Harry leżał rozkraczony na podłodze, z głową przyciśniętą do
parkietu. -Ja.. Sorki – Liam uśmiechnął
się przepraszająco. Jak zwykle muszę radzić sobie sam. Otworzyłem drzwi, złapałem pijaka z całej
siły i powoli niosłem z tamtą stronę.
Przechodząc przez drzwi… Łup. Usłyszałem
głośny śmiech mojego trzeźwego kompana.
- Auaaa… - jęknął mi Hazza. Przypadkiem
uderzył głową we framugę. Sam
uśmiechnąłem się szeroko.
- Bardzo dobrze ci. Nie musiałeś
tyle pić – stwierdziłem i położyłem go na łóżku, przykrywając szczelnie kołdrą.
Zauważyłem, że Liam poszedł już do
siebie. No cóż, bardzo dobrze go
rozumiem, sam byłem dosyć zmęczony,
- Lou… - szepnął lokaty, łapiąc
mnie za rękę. - Przepraszam… Nie
powinienem pić bez ciebie…
Uniosłem dłoń uciszając go, mimo,
iż myśl o tym, że pląta mu się język, była urocza. Nawet jak na mój gust. -Nie
masz mnie za co przepraszać, a teraz grzecznie do spania – Chociaż
wewnątrz kipiałem ze zirytowania,
zacząłem mu współczuć. Ten chłopak
zawsze musiał sobie coś zrobić, cokolwiek by to było. Nie chciałem, żeby on,
czy ktokolwiek inny, był w takim stanie, więc musiałem zacząć zachowywać się,
jakby wszystko było w najlepszym porządku. Skierowałem się do wyjścia, gdy usłyszałem jego głośne
sapnięcie.
- A nie mógłbyś ze mną zostać?
Proszę… Głowa mi pęka – złapał się za czoło i kojąco masował swoje skronie.
Jego włosy były okropną szopą, sam był wrakiem żywego człowieka. Jako dobry
przyjaciel powinienem zostać. Co jak będzie chciał iść do łazienki i zataczając
się wywróci na schodach? Ale właściwie… To duży chłopiec. Nie raz był już w
takiej sytuacji.
- Nie poradzisz sobie sam? –
zapytałem, trochę ciut za ostro, ale nie mogłem nic na to poradzić, była któraś
tam w nocy, a ja zostałem przed tego głąba wybudzony. Dostrzegłem w jego oczach lekkie wahanie, gdy
powoli pokręcił głową. – Nie… - szepnął. – Chcę, byś tu był.
Zdziwiłem się. Oczywiście, byliśmy ze sobą bardzo blisko, coś
więcej jak przyjaciele mógłbym powiedzieć. Fani nazywają nas czasem Larry
Stylinson, to takie słodkie. Chociaż z jednej strony przeraża mnie to, że
niektórzy naprawdę myślą, że jesteśmy razem, to jednak jakaś cząstka mnie wcale
nie chce tego zmieniać. I nie, wcale nie przyznaję się do tego, że jestem
gejem. Nic takiego nie powiedziałem. Po prostu uwielbiam Harrego, każdą cząstką
mojego ciała i nie chcę, by cokolwiek się zmieniło. Tak samo, jak każdego innego członka zespołu
i współpracowników. Także Simona kocham ,i fanów. Właściwie to mam duże serce.
I kocham wszystko po trochu, na swój sposób. Taki już mój styl bycia, lekki
romantyk. Potrzebowałem czuć, że jestem
komuś potrzebny. I przydatny.
- Yeah – wymamrotałem, zajmując
miejsce na kanapie. Następnie położyłem się na niej, zabierając ze stolika
notes wraz z długopisem. Przełknąłem ciężko ślinę, gdy Harry podszedł i również
przycupnął, kładąc na niej nogi i
opierając głowę na swojej dłoni. Rzucił
mi spojrzenie, pełne wdzięczności i zamknął swoje powieki. Po chwili usłyszałem
jego rytmiczny oddech. Zasnął.
Przykryłem go kocem, a sam
wziąłem sobie z jego małego składziku Red Bulla. Czułem, że znów naszła mnie
wena, musiałem to dobrze wykorzystać. Wpatrywałem się w czystą kartkę papieru i
stukałem długopisem o swoje kolana.
Myślałem o tym, jak zacząć piosenkę. Ale za cholerę nie mogłem nic
wymyśleć. Za to miałem coraz lepszy
humor, mimo bezsenności. Przypominały mi się śmieszne teksty chłopców, które
zawsze razem powtarzaliśmy i za każdym razem wybuchaliśmy śmiechem. Zwykle
takie momenty przypominają mi się w kościele, jeżeli już do niego pójdę z
rodziną. Wtedy co jakiś czas się do siebie uśmiecham, lub nawet cicho śmieję.
Ludzie się patrzą, oczywiście, jak na psychicznego idiotę. Nie myślą, że jestem
po prostu zadowolony z życia. To tak jak
nasze wybryki w innych miastach, gdzie mamy pewność, że nie doszły tutaj o nas
jakiekolwiek informacje.
- I tak nas nikt nie zna –
mówi któryś z nas. Jedno zdanie, które powoduje, że jesteśmy
śmielsi niż kiedykolwiek.
Mimo, że czasem nie było
najlepiej, to kochałem ich całym sercem. Popatrzyłem na spokojnego jak nigdy dotąd
Harrego. Mimo, że wyglądał co najmniej jak bezdomny to i tak było to w jakiś
sposób urocze.
Kiedy twoje usta dotykają moich
Wiem, że jest to czas naszej
miłości.
Był moją podporą. A może ja dla
niego? Wiem tyle, że jesteśmy dosyć dobrani, choć tak różni. Przesunąłem się
odrobinę w jego stronę. Westchnął przez sen.
Twój dotyk, spojrzenie, może
taniec
Czy poświęcisz go mnie?
Daj się ponieść chwili, daj mi
nadzieję
Zostańmy w raju
Jego klatka piersiowa podnosiła
się i powoli opadała. To takie nieznaczne, a mimo to dostrzegalne.
Nie zapominaj, jesteś ze mną
Pozbądź się myśli
Całuj
Całuj
Pokaż, że pragniesz
Dlaczego ten Red Bull nic nie
daje? Czułem się coraz bardziej śpiący. Zmarszczyłem brwi. To nie było częścią
mojego planu. W zasadzie było to dokładne przeciwieństwem tego, co chciałem
osiągnąć. Nie wiem, jak długo wytrzymam, a wcale nie chciałem zasypiać.
Ogarnęła mnie jakaś dobra atmosfera.
Skrzywiłem się lekko i spojrzałem w dół na papier, który trzymałem w
dłoniach. W końcu zacząłem odkrywać swoje uczucia .
Pisanie piosenek było dla mnie
bardzo proste, ale, szczerze mówiąc, nigdy wcześniej nie napisałem piosenki o
sobie. Kiedy tworzyłem je wraz z chłopcami, dotyczyły one głównie tematów, z
którymi mieli do czynienia inni ludzie, niekoniecznie my sami.
Odchylam głowę do tyłu. Zamykam
oczy. Chce otworzyć je z powrotem i stać się kim innym. To jak nowe narodzenie,
dodatkowy kupon na loterię. Moja własna podróż między wymiarowa do sąsiedniego
wszechświata. Nie mieć żadnej przeszłości a ogromną przyszłość.
Nie dam już dłużej rady. Nie było
też sensu próbować z tym walczyć. Poczułem, jak moje palce rozluźniają się,
długopis wypada. Osunąłem się,
przytulając się do boku Harrego. Miłych snów.
11 komentarze:
No no zaczyna się ciekawie :D
Zobaczymy co będzie dalej xD
Zapraszam do sb:
http://i-love-your-curls.blogspot.com/
http://one-direction-opowiadaia.blogspot.com/
Aww ta piosenka taka urocza ;>
A o tym śmianiu się w kościele, normalnie jakbym o sobie czytała, też mam tak często haha ;D
Ogólnie to mi się to opowiadanie bardzo podoba, zaczyna się ciekawie, fajnie, że jest pisane w pierwszej osobie. Czekam z niecierpliwieniem na 2 rozdział ;)
Ciekawie się zaczynam, czekam na nexty :)
Bardzo ciekawie się zaczyna. I ten pierwszy moment wspomnienia. Jak go czytałam miała de... nie wiem jak to się pisze. W każdym razie bardzo mis ie podoba i czekam z niecierpliwością na następny.
http://ill-look-after-you.blogspot.com/
http://maybe-tonight-ill-call-you.blogspot.com/
powiem tylko tyle że jest to zajebiste. inaczej tego słowami wyrazić nie umiem.
czekam na nexta.
weny życzę. xx
super ;)
Świetne <3. I twoje też bardzo miło się czyta, uwielbiam najbardziej Louisa i Harrego! dzięki wielkie że o nich piszesz. czekam na nn.
Świetne! Chcę następny rozdział i zapraszam do mnie : http://lovelovelovel.blogspot.com/ :)
Świetnie się rozpoczęło! Mam rozumieć, że to Larry, nie? ;-) W każdym razie, opowiadanie ląduje w moich ulubionych, będę je śledzić i czytać z miłą chęcią, bo talent do pisania to Ty masz :-) Pozdro i zapraszam do siebie: no-more-fears-no-more-crying.blogspot.com xxx
mój ulubiony moment "Właściwie to mam duże serce. I kocham wszystko po trochu, na swój sposób." :)
One Direction zostało "stworzone" 23 lipca 2010 roku wiec 30 maja wgl nie pasuje, no ale sie juz szczegółów czepiać nie będe
Prześlij komentarz