"ktoś mnie zranił mocno i
widziałem piekło,
które przysłoniło mi całe świata
piękno
chciałem to naprawić i znowu źle
trafiłem,
więc nie dziw się, że mogę być
zimnym s*****synem."
Nareszcie.
Nareszcie mam to, co chciałem.
O czym marzyłem od kilku
miesięcy.
Dostałem wymarzony prezent.
Moją gwiazdkę z nieba.
Louisa.
Który nie wie czego chce.
A to znaczy, że mam szansę.
Bo mam, prawda?
Wiem, że nie dałem mu czasu. Że
nie przemyślałem. Ale co tu było do myślenia?
On jest stworzony dla mnie., a ja
dla niego.
Teraz czekamy na miłość.
Mam dosyć uspokajania własnych myśli na jego widok. Nawet nie wiesz, ile emocji kryje się za moim
obojętnym spojrzeniem, gdy go mijam.
Ten wiecznie idealny wygląd. Jest
właścicielem najpiękniejszych tęczówek, jakie kiedykolwiek widziałem. Oczy koloru nieba…. A może to niebo ma kolor
jego oczu. Niepowtarzalne. Mogłem wiecznie słuchać jego głosu, tak niezwykłego
i czystego. Tryskał pozytywną energią, którą zarażał wszystkich dookoła. Kochałem
go. Ale po pewnym czasie zmieniło się to
w uzależnienie.
Mógłbym powiedzieć motylki w
brzuchu, ale nie jestem zakochaną nastolatką.
Lubię, gdy jest zaspany. Z głową
w chmurach i roztrzepanymi włosami.
Czuły.
Choć zagubiony.
Mój ideał.
Oczarował mnie swym uśmiechem. I
choć mam do niego żal, za tym uśmiechem tęsknię każdego dnia.
Paliłem kilka paczek papierosów
dziennie, jedna po drugiej. Nie byłem w stanie wytrzymać kolejnych dni bez jego
obecności. Zatruł moje serce i chyba nigdy nie sądził, że przyczyni się także
do zatrucia moich płuc.
Chciałem być twardy. Niczego tak
bardzo nie pragnąłem jak tego, by doprowadzić serce do normalnego stanu,
odgrodzić się od przeszłości, otworzyć serce na nowe, lepsze uczucia. Nigdy nie
sądziłem, że tak toksycznie na mnie wpłyniesz. Przebywasz w moich myślach, dobrze wiedząc, że antidotum nie istnieje.
Nie potrafiłem także
zaakceptować, że nie był całkowicie mój.
Pamiętaj, nie ufaj mi. On zabrał
moje uczucia, więc nie jestem w stanie zagwarantować Ci niczego. Uciekaj. No
już.
Dlaczego tu jeszcze jesteś?
Widzisz, jak ciężko wzdycham?
Mnie też nie jest łatwo.
To takie domaganie się miłości.
Aby zlikwidować ten psychiczny
ból, musiałabym przestać myśleć i przestać wsłuchiwać się w siebie. A sam wiesz,
że to jest niemożliwe. Nie można
wyłączyć myślenia.
Najtrudniejsze do zniesienia były noce – puste, zimne, samotne. Dni bez
niego też raniły do krwi, nie pozwalały normalnie funkcjonować, swobodnie
oddychać. Nie mogłem pogodzić się ze świadomością, że musimy żyć osobno, bez
szans na codzienne widzenie, bez szans na budzenie się w jednym łóżku, bez
szans na miłość, którą można karmić się otwarcie, na oczach wszystkich, bez
krat, bez granic, bez zakazów, bez ram, bez oburzenia, bez napiętnowania i
pogardy świata. Bez opamiętania...
List.
Napiszę do niego list.
A jeśli nie dojdzie, to wyślę
awizo.
Wyślę ci awizo do mojego serca.
Podszedłem do biurka, wykonanego z ciemnego
mahoniu. Szybkim ruchem ręki zrzuciłem
zalegające na nim papiery, sprawiając, że z szelestem upadły na podłogę.
Pogrzebałem chwilę w szufladzie, wyciągając czystą kartkę papieru i długopis. Usiadłem
na krześle po turecku, rękoma opierając się o blat a w ustach trzymając skuwkę.
Nie zastanawiałem się długo, wyskrobałem kilka zdań i złożyłem ją na pół.
Wstałem i szybkim krokiem opuściłem mój
pokój, starając się nie narobić zbytniego hałasu, omijając wszystkie zalegające
na podłodze pierdoły. Pomyślałem wtedy, że wypadałoby kiedyś posprzątać. Ale
przecież miałem ważniejsze sprawy na głowie. Podszedłem do drzwi prowadzących
do sypialni Louisa, zerkając przez dziurkę od klucza. Miałem z tamtąd idealny
widok na jego łóżko. Wiem, bo już sprawdzałem. Hmpff.
Czyli jednak zakochana nastolatka.
Spał. Przynajmniej tak mi się
wydawało. Otworzyłem drzwi najciszej jak
tylko potrafiłem, wszedłem do środka i zamknąłem je za sobą pospiesznie.
Jego pokój był całkowitym
przeciwieństwem mojego. Bywałem w nim
tyle razy, że znałem położenie mebli na pamięć, oraz całą jego charakterystykę,
ale był urządzony w tak wyśmienitym stylu, że zawsze lubiłem po prostu na to
wszystko patrzeć.
Po części vintage, oraz kontrast.
Tak, jak lubił najbardziej. W pomieszczeniu przeważał biel, choć jedna ze
ścian, ta nad łóżkiem była w krwistym odcieniu czerwieni. Ciemna podłoga, na
niej mniejszy, puchowy dywan w jasnym odcieniu.
Dwie gitary w rogu, pianino i ogromna, wygodna sofa z czarnej
skóry.
Najbardziej lubiłem ścianę przy
jego łóżku. Z mnóstwem zdjęć, wycinków z gazet, artykułów, obrazów, oraz
starych płyt gramofonowych, oryginalnie zapakowanych. Niekiedy wisiały po nich opakowania. Kilka
deskorolek. Jego wspaniały szkic naszej
piątki, oraz Paula. Oraz moje zdjęcie.
Uśmiechnąłem się delikatnie.
Biblioteczka. Przeogromna. Pełno
psychologicznych książek, bo takie właśnie lubił czytać. Wiem, że chciałby
wrócić na studia, jednak to korygowało by się z jego karierą. A tego przecież
nie chcemy.
Duże lustro, drzwi prowadzące do
łazienki i jego garderoby i mała szafka, na której zwykle stało nasze zdjęcie.
Rozejrzałem się wkoło, szukając, gdzie mógł je przestawić, jednak nigdzie nie
mogłem go dostrzec.
No nic.
Wróciłem spojrzeniem do mojego
Louisa, który spał na ogromnym łóżku.
Czarna pościel na której leżał, ale był przykryty jaśniejszym,
wzorzystym kocem.
Chłopak miał lekko rozchylone
wargi, a grzywka opadała mu na oczy. W blasku słońca jego długie gęste rzęsy
rzucały cień na rumiane policzki. Podszedłem kilka kroków i odgarnąłem kilka
kosmyków z jego czoła. Jego miarowy
oddech powoli mnie uspokajał. Pocałowałem delikatnie jego policzek, modląc się
w duchu, by się nie obudził.
Po prostu spałeś.
Tak słodko spałeś.
Nabrałem w końcu odwagi i zrobiłem to.
Wyznałem Ci miłość.
Tak młodą i nieśmiałą.
Nieodzianą w doświadczenie.
Nieobytą w Twojej duszy.
Nieposkromioną w swej sile.
Mówiąc do Ciebie patrzyłem w zachwycie, nie dowierzając.
Ty spałeś.
Dotykam cię, lecz wciąż mi Cię
mało.
Popatrzyłem na mojego anioła
jeszcze chwilę, po czym zostawiłem list
na stoliku, pod jego okularami-kujonkami, które zwykle zakładał, gdy był w
domu.
Niesamowite, jak słaby staje się człowiek,
kiedy jego szczęście zależy od drugiej osoby.
Ale przecież moje szczęście śpi obok.
Moje szczęście…
Zauważyłem kilka odłamków szkła,
tuż przy jego biurku. Zrobiłem kilka
kroków w tamtą stronę i kucnąłem, chcąc bardziej szczegółowo zbadać znalezisko.
Momentalnie zrobiło mi się cholernie smutno. Na podłodze, rozbita, leżała ramka
z naszym zdjęciem, z jego nocnego stolika.
A więc tak bardzo był na mnie zły, wściekły.
Zerknąłem na tak samo jak u mnie
zawalone biurko. Papiery, szkice, kawa wypita do połowy, kilka puszek Red
Bulla. Jedna z szafek była częściowo
otwarta.
Nie wiem, co mnie do tego
skłoniło, ale otworzyłem ją szerzej i wyjąłem zapisane kartki.
Piosenki.
Czytam jedną z nich.
Closed off from love
I didn’t need the pain
Once or twice was
enough
And it was all in vain
Time starts to pass
Before you know it
you’re frozen
But something happened
For the very first
time with you
My heart melts into
the ground
Found something true
And everyone’s looking
round
Thinking I’m going
crazy
But I don’t care what
they say
I’m in love with you
They try to pull me
away
But they don’t know
the truth
My heart’s crippled by
the vein
That I keep on closing
You cut me open and I… *Leona Lewis –Bleeding love
Szybko omiotłem resztę
spojrzeniem, łapiąc je szybko do ręki.
Musiałem.
Przepraszam.
Powróciły wspomnienia.
Przypominając sobie nasze rozmowy,
uśmiecham się. Jednak po chwili, przyjmując do wiadomości, że to już się nigdy
nie powtórzy, mój uśmiech znika. Powracają łzy.
Miłość do podobno najpiękniejsze
uczucie, więc dlaczego tak cholernie cierpię?
Nie chce stawiać sprawy jasno.
chce nadal łudzić się, że jakoś się wszystko ułoży.
Patrzę na Louisa, powoli się
budzi. Momentalnie podniósł wzrok i spojrzał na mnie. Jego oczy nie wyrażały w
tej chwili kompletnie nic. Czułem się nieswojo bo przecież były to te same oczy
które wcześniej patrzyły na mnie z tą radością, namiętnością, życzliwością. Jak to możliwe, że są one teraz tak obojętne ?
-Przepraszam, kochanie. – Szeptam
i wychodzę z pokoju.
Może zaśniesz znów.
Śpij dobrze, aniele.