wtorek, 10 lipca 2012

Chapter 7.Śpij dobrze, aniele.

   *Perspektywa Harrego. * Ps. Myślę, że NIE jednorazowa .

"ktoś mnie zranił mocno i widziałem piekło,
które przysłoniło mi całe świata piękno
chciałem to naprawić i znowu źle trafiłem,
więc nie dziw się, że mogę być zimnym s*****synem."


Nareszcie.
Nareszcie mam to, co chciałem.
O czym marzyłem od kilku miesięcy.
Dostałem wymarzony prezent.
Moją gwiazdkę z nieba.
Louisa.
Który nie wie czego chce.
A to znaczy, że mam szansę.
Bo mam, prawda?
Wiem, że nie dałem mu czasu. Że nie przemyślałem. Ale co tu było do myślenia?
On jest stworzony dla mnie., a ja dla niego.
Teraz czekamy na miłość.

  Mam dosyć uspokajania własnych myśli na jego widok.  Nawet nie wiesz, ile emocji kryje się za moim obojętnym spojrzeniem, gdy go mijam.
Ten wiecznie idealny wygląd. Jest właścicielem najpiękniejszych tęczówek, jakie kiedykolwiek widziałem.  Oczy koloru nieba…. A może to niebo ma kolor jego oczu. Niepowtarzalne. Mogłem wiecznie słuchać jego głosu, tak niezwykłego i czystego. Tryskał pozytywną energią, którą zarażał wszystkich dookoła. Kochałem go. Ale po  pewnym czasie zmieniło się to w uzależnienie.
Mógłbym powiedzieć motylki w brzuchu, ale nie jestem zakochaną nastolatką.
Lubię, gdy jest zaspany. Z głową w chmurach i roztrzepanymi włosami.
Czuły.
Choć zagubiony.
Mój ideał.
Oczarował mnie swym uśmiechem. I choć mam do niego żal, za tym uśmiechem tęsknię każdego dnia.
Paliłem kilka paczek papierosów dziennie, jedna po drugiej. Nie byłem w stanie wytrzymać kolejnych dni bez jego obecności. Zatruł moje serce i chyba nigdy nie sądził, że przyczyni się także do zatrucia moich płuc.
Chciałem być twardy. Niczego tak bardzo nie pragnąłem jak tego, by doprowadzić serce do normalnego stanu, odgrodzić się od przeszłości, otworzyć serce na nowe, lepsze uczucia. Nigdy nie sądziłem, że tak toksycznie na mnie wpłyniesz. Przebywasz w moich myślach, dobrze wiedząc, że antidotum nie istnieje.
Nie potrafiłem także zaakceptować, że nie był całkowicie mój.
Pamiętaj, nie ufaj mi. On zabrał moje uczucia, więc nie jestem w stanie zagwarantować Ci niczego. Uciekaj. No już.
Dlaczego tu jeszcze jesteś?
Widzisz, jak ciężko wzdycham?
Mnie też nie jest łatwo.
To takie domaganie się miłości.
Aby zlikwidować ten psychiczny ból, musiałabym przestać myśleć i przestać wsłuchiwać się w siebie. A sam wiesz, że  to jest niemożliwe. Nie można wyłączyć myślenia.

Najtrudniejsze do zniesienia były noce – puste, zimne, samotne. Dni bez niego też raniły do krwi, nie pozwalały normalnie funkcjonować, swobodnie oddychać. Nie mogłem pogodzić się ze świadomością, że musimy żyć osobno, bez szans na codzienne widzenie, bez szans na budzenie się w jednym łóżku, bez szans na miłość, którą można karmić się otwarcie, na oczach wszystkich, bez krat, bez granic, bez zakazów, bez ram, bez oburzenia, bez napiętnowania i pogardy świata. Bez opamiętania...
List.
Napiszę do niego list.
A jeśli nie dojdzie, to wyślę awizo.
Wyślę ci awizo do mojego serca.

    Podszedłem do biurka, wykonanego z ciemnego mahoniu.  Szybkim ruchem ręki zrzuciłem zalegające na nim papiery, sprawiając, że z szelestem upadły na podłogę. Pogrzebałem chwilę w szufladzie, wyciągając czystą kartkę papieru i długopis. Usiadłem na krześle po turecku, rękoma opierając się o blat a w ustach trzymając skuwkę. Nie zastanawiałem się długo, wyskrobałem kilka zdań i złożyłem ją na pół.  
     Wstałem i szybkim krokiem opuściłem mój pokój, starając się nie narobić zbytniego hałasu, omijając wszystkie zalegające na podłodze pierdoły. Pomyślałem wtedy, że wypadałoby kiedyś posprzątać. Ale przecież miałem ważniejsze sprawy na głowie. Podszedłem do drzwi prowadzących do sypialni Louisa, zerkając przez dziurkę od klucza. Miałem z tamtąd idealny widok na jego łóżko. Wiem, bo już sprawdzałem. Hmpff.
Czyli jednak zakochana nastolatka.
Spał. Przynajmniej tak mi się wydawało.  Otworzyłem drzwi najciszej jak tylko potrafiłem, wszedłem do środka i zamknąłem je za sobą pospiesznie.
Jego pokój był całkowitym przeciwieństwem mojego.  Bywałem w nim tyle razy, że znałem położenie mebli na pamięć, oraz całą jego charakterystykę, ale był urządzony w tak wyśmienitym stylu, że zawsze lubiłem po prostu na to wszystko patrzeć.
Po części vintage, oraz kontrast. Tak, jak lubił najbardziej. W pomieszczeniu przeważał biel, choć jedna ze ścian, ta nad łóżkiem była w krwistym odcieniu czerwieni. Ciemna podłoga, na niej mniejszy, puchowy dywan w jasnym odcieniu.  Dwie gitary w rogu, pianino i ogromna, wygodna sofa z czarnej skóry.  
Najbardziej lubiłem ścianę przy jego łóżku. Z mnóstwem zdjęć, wycinków z gazet, artykułów, obrazów, oraz starych płyt gramofonowych, oryginalnie zapakowanych.  Niekiedy wisiały po nich opakowania. Kilka deskorolek.  Jego wspaniały szkic naszej piątki, oraz Paula. Oraz moje zdjęcie.  Uśmiechnąłem się delikatnie.
Biblioteczka. Przeogromna. Pełno psychologicznych książek, bo takie właśnie lubił czytać. Wiem, że chciałby wrócić na studia, jednak to korygowało by się z jego karierą. A tego przecież nie chcemy.
Duże lustro, drzwi prowadzące do łazienki i jego garderoby i mała szafka, na której zwykle stało nasze zdjęcie. Rozejrzałem się wkoło, szukając, gdzie mógł je przestawić, jednak nigdzie nie mogłem go dostrzec.
No nic.
Wróciłem spojrzeniem do mojego Louisa, który spał na ogromnym łóżku.  Czarna pościel na której leżał, ale był przykryty jaśniejszym, wzorzystym kocem.
Chłopak miał lekko rozchylone wargi, a grzywka opadała mu na oczy. W blasku słońca jego długie gęste rzęsy rzucały cień na rumiane policzki. Podszedłem kilka kroków i odgarnąłem kilka kosmyków z jego czoła.   Jego miarowy oddech powoli mnie uspokajał. Pocałowałem delikatnie jego policzek, modląc się w duchu, by się nie obudził.
Po prostu spałeś.
Tak słodko spałeś.
Nabrałem w końcu odwagi i zrobiłem to.
Wyznałem Ci  miłość.
Tak młodą i nieśmiałą.
Nieodzianą w doświadczenie.
Nieobytą w Twojej duszy.
Nieposkromioną w swej sile.
Mówiąc do Ciebie patrzyłem w zachwycie, nie dowierzając.

Ty spałeś.
Dotykam cię, lecz wciąż mi Cię mało.
Popatrzyłem na mojego anioła jeszcze chwilę, po czym zostawiłem  list na stoliku, pod jego okularami-kujonkami, które zwykle zakładał, gdy był w domu.
    Niesamowite, jak słaby staje się człowiek, kiedy jego szczęście zależy od drugiej osoby.  Ale przecież moje szczęście śpi obok.
Moje szczęście…
Zauważyłem kilka odłamków szkła, tuż przy jego biurku.  Zrobiłem kilka kroków w tamtą stronę i kucnąłem, chcąc bardziej szczegółowo zbadać znalezisko. Momentalnie zrobiło mi się cholernie smutno. Na podłodze, rozbita, leżała ramka z naszym zdjęciem, z jego nocnego stolika.  A więc tak bardzo był na mnie zły, wściekły.
Zerknąłem na tak samo jak u mnie zawalone biurko. Papiery, szkice, kawa wypita do połowy, kilka puszek Red Bulla.  Jedna z szafek była częściowo otwarta.
Nie wiem, co mnie do tego skłoniło, ale otworzyłem ją szerzej i wyjąłem zapisane kartki. 
Piosenki.
Czytam jedną z nich.

Closed off from love
I didn’t need the pain
Once or twice was enough
And it was all in vain
Time starts to pass
Before you know it you’re frozen

But something happened
For the very first time with you
My heart melts into the ground
Found something true
And everyone’s looking round
Thinking I’m going crazy

But I don’t care what they say
I’m in love with you
They try to pull me away
But they don’t know the truth
My heart’s crippled by the vein
That I keep on closing
You cut me open and I…   *Leona Lewis –Bleeding love

Szybko omiotłem resztę spojrzeniem, łapiąc je szybko do ręki.
Musiałem.
Przepraszam.
Powróciły wspomnienia.
Przypominając sobie nasze rozmowy, uśmiecham się. Jednak po chwili, przyjmując do wiadomości, że to już się nigdy nie powtórzy, mój uśmiech znika. Powracają łzy.
Miłość do podobno najpiękniejsze uczucie, więc dlaczego tak cholernie cierpię?
Nie chce stawiać sprawy jasno. chce nadal łudzić się, że jakoś się wszystko ułoży.
Patrzę na Louisa, powoli się budzi. Momentalnie podniósł wzrok i spojrzał na mnie. Jego oczy nie wyrażały w tej chwili kompletnie nic. Czułem się nieswojo bo przecież były to te same oczy które wcześniej patrzyły na mnie z tą radością, namiętnością, życzliwością.  Jak to możliwe, że są one teraz tak obojętne ?
-Przepraszam, kochanie. – Szeptam i wychodzę z pokoju.
Może zaśniesz znów.
Śpij dobrze, aniele. 


poniedziałek, 2 lipca 2012

Chapter 6. Właśnie tego chciałeś, prawda?


      Skłamałbym twierdząc, że o nim nie myślę. Myślę. Czasami są takie dni, gdy jest w każdej godzinie, i takie godziny, gdy jest w każdej minucie.
Są momenty w życiu, które chciałoby się zatrzymać na zawsze. A chociaż na trochę dłużej. Na ‘jeszcze chwilę’. Za wszelką cenę nie zapalać światła w obawie, że znikną.
On jest takim momentem, taką chwilą.
Do której zawsze wracam, mimo, że rozum kategorycznie zabrania.
Jednak serce się domaga.
Ja domagam się również.
       Myślałem kiedyś, że może Bóg mi pomoże.  W Boga trzeba wierzyć, ale Bogu niekoniecznie. On ma tyle spraw do załatwienia, że często zapomina.
Czy pamięta jeszcze o mnie?
       Moje dłonie przylgnęły do rozgrzanej twarzy. Do twarzy, mokrej od łez, która nie chce teraz nikogo widzieć. Ale było już za późno.
Kolejne spazmy dreszczy ogarnęły moje ciało.
Mózg domagał się tlenu.
A on jak na złość nie przychodził.
Na co czekasz?
Aż zakończę swój nędzny żywot?
I gdzie jest teraz mój Bóg?
Nieraz trzeba zagłuszyć wołanie serca i postąpić według woli rozsądku.
Zagłuszyć wołanie serca.
Moje serce woła jedno imię.
Które było nieobecne

Był nie był obecny.
Był obecny.
Obecny był:
A)     Obecny, nie był
B)       Był, nie obecny

Gdzie jesteś, pytam mojego Boga.
Mojego Boga, który mnie nie rozumie, który zapomniał.
      Siedzę skulony pod ścianą. Dłonie nadal przylegają do oszklonych i piekących z wyczerpania oczu. Nie wiem, czy pociągnę tak długo.
Chcę czy już muszę,
Czy muszę chcieć
Czy też chcę musieć?
Chyba chcę umrzeć. Z braku miłości.
Świat o nas zapomniał, ale ja pamiętam.
Szczęk otwieranych powoli drzwi.
Cholerna cisza.
‘Zrób coś.’ Proszę w myślach. 

     Czuję szybkie kroki na podłodze. Ktoś kuca obok mnie, kładzie swoje ciepłe dłonie na moich i delikatnie je zabiera.
Nie chcę na niego patrzeć, ale on o tym wie.
      -Mój boże… - szepta cicho, dotykając mojej twarzy, włosów.  Pachnie lawendą i zieloną herbatą. Idealne połączenie. Mój Harry wie co dobre, ale czy wie, co dobre jest dla mnie? – Jestem samolubnym egoistą bez serca… To moja wina, prawda? Co się stało, Louis? – domaga się odpowiedzi, a mnie rani każde jego słowo. Dociera do mojego mózgu i dziurawi czaszkę, wypalając ją od środka. 
       Ale serce drży. – Ty się stałeś, Harry. TY SIĘ STAŁEŚ HARRY! Ty się stałeś… - szepnąłem, najciszej jak tylko umiałem. Czuję  jego gorący i szybki oddech tuż przy mojej szyi. Był bardzo blisko.  Spojrzałem na niego spod zamglonych powiek. – Harry… Dlaczego? Dlaczego tak mnie niszczysz?  Ja jestem nikim! Nikim. Nie istnieję. Dlaczego to zrobiłeś? Dlaczego ja? Dlacz…. – chciałem to dokończyć. Naprawdę, chciałem dokończyć. Chciałem wreszcie powiedzieć to, co skrywałem od tak dawna, ale nie potrafiłem. Nie mogłem. Zatkał mi usta. Swoimi wargami. Zachłannie wpił się w moje, szybko je całując.
Mózg krzyczał oszalały, ale serce wiedziało, czego chce.
Oddałem pocałunek. Nie myślałem.
Przytłacza mnie życie od poniedziałku do niedzieli.
I ty.
Ale nie teraz. Bo teraz jesteś przy mnie.
I jest idealnie.
      Czuję jego dłonie na moich biodrach, które przyciskały mnie do siebie i moje ciało przeszedł rozkoszny dreszcz. I choć powinienem czuć się niezręcznie, bo dotykał mnie mężczyzna, wcale nie byłem.
Bo dotykał mnie Harry. A on nie jest byle jakim mężczyzną .
Przypomnij mi, ile jestem wart.
      -Pachniesz złem, Harry. – szeptam, odsuwając się kilka milimetrów. Wplotłem dłonie w jego włosy i delikatnie, jakby  był substancją z czystego kryształu, pocałowałem w czoło.  Burknął cicho i przybliżył się tak bardzo, że  wbijał mi kolano w biodro i podbrzusze. Dokładnie czuję jego zapach.  Swoimi dłońmi otarł moje jeszcze świeże łzy z twarzy.
Wypuścił głośno powietrze. – Ale to zło domaga się ciebie, Louis. – powiedział ochrypłym głosem i złapał mnie za rękę. – Czego nie możesz zrozumieć? Jesteśmy dla siebie stworzeni. Wiesz o tym.
Gładził palcami moją dłoń, a ja mozolnie odwróciłem wzrok. Wpatruję się tępo w okno, w strugi deszczu na szybie. Łzy na moich policzkach powoli schły, oczy z wysiłku nie produkowały już więcej płynu. Odchylam głowę do tyłu, zamykając oczy.
       - Nie wiem, czego chcę. – Szeptam znów. Nie jestem na tyle silny, by wypowiedzieć to wszystko wystarczająco głośno. Szum w głowie powoli narasta. Jestem jakby tutaj, ale nieobecny.
Harry puszcza moją rękę, podnosi się, by usiąść na moich wyprostowanych nogach. Czując jego ciężar ciała na sobie jęknąłem przeciągle. Otwieram oczy, patrząc na niego martwym wzrokiem. Czy jestem w stanie dać mu więcej?
      -Posłuchaj mnie. – Mówi, patrząc mi w oczy. Wiem, że jeśli teraz to powie, nie dam rady. Nie potrafię z tym żyć już teraz, później będzie jeszcze gorzej. I skończymy w piekle. To chyba jedyne miejsce, gdzie potrafią mnie zrozumieć. – Jestem w stanie zagwarantować ci to wszystko, czego nie daje ci ona. Czego nie potrafi ci zapewnić każda napotkana osoba. Ktokolwiek. Jestem… - nie dokańcza. Nie może. Zatykam mu usta dłonią. Zaciskam mocno oczy, z bólu, jaki mi to sprawia. Wcale nie chcę, by dokończył monolog. I właśnie w tej chwili on depta resztki mojej pewności siebie i poczucie własnej wartości, pokazując mi, jak głęboko w dupie mnie ma.  Zabiera szybkim ruchem ręki moją i przyciska ją do swojej. –Teraz mnie kurwa posłuchasz! –uniósł się gniewnie, ale zaraz jego oczy stają się spokojne. Tak też kontynuuje. -  Nie chce zbyt wiele. Chciałbym tylko żebyś choć czasami myślał o mnie zanim zaśniesz i żeby kojarzyło Ci się ze mną kilka piosenek i parę miejsc w których byliśmy razem. Miło by było gdybyś czasem sam z siebie pomyślał, że chcesz mnie zobaczyć, miło by było gdybyśmy widywali się częściej niż teraz, bo sam widzisz jak to wygląda. I nie musisz niczego być pewien, wiesz przecież, że teoretycznie to zawsze na ciebie czekam.  Nie potrzebuję obiecywania i przysięg. Mogłabym nawet tworzyć z Tobą tą spółkę z ograniczoną odpowiedzialnością, bez obietnic, bez wielkich słów i przywiązań. Nie chce od Ciebie "zawsze", zdecydowanie wystarczyłoby mi tylko tu i teraz… 
      Jestem trochę zaskoczony. Ale czy powinienem? Nie mam zbyt wiele czasu na rozmyślania, bo on jest coraz bliżej mnie. Ale nie musi robić nic jako pierwszy. Przybliżam się odrobinę i dotykam swoimi wargami jego. Jego rozgrzane, czerwone wargi. Tak idealnie pasujące do moich. Delikatnie i czule, jakby to był mój pierwszy raz, całuję je.  Nie wiem, ile to trwało. Kto by liczył teraz minuty? Czy może godziny… Nie jestem pewien. 
Po prostu jestem.
Tu i teraz.
Właśnie tego chciałeś, prawda? 
Czuję, że wpijasz mi się w usta coraz mocniej, a twój język domaga się więcej.  Wpychasz mi go coraz bardziej, ale na tyle delikatnie, by sprawiało mi to przyjemność. To było jak zwycięski taniec. Bo przecież o to ci chodziło.
Czy przez to nazywam się gejem? 
Czy czując się na moim ciele i smakując twoich ust jestem kimś innym? 
Ale to sprawia, że jestem szczęśliwy, bo dajesz mi poczucie błogości.
Wiem, że jesteś częścią mojego nędznego życia. 

     Jest mi gorąco.  Przechodzą mnie też ciarki, gdy wsuwa swoje delikatne dłonie pod moją koszulkę, pieszcząc mój  tors. Westchnąłem cicho, odrywając swoje usta od jego. Odsunął się kilka centymetrów patrząc na mnie ze zdziwieniem, rozchylając lekko wargi. Jeszcze raz musnąłem je na krótką chwilę.
      -Co my robimy? – zapytałem cicho. Zabrał swoje dłonie, lecz nadal siedział na moich udach, twarzą cały czas był zwrócony do mnie, kilka centymetrów tuż przy mojej.  – Niszczysz mi życie. Nie wiem, kim jestem.
 Nie odpowiedział. Wstał jedynie i zaraz usiadł tuż obok mnie, opierając się o ścianę, przybierając pozę podobną do mojej. Oparł jedynie czoło w moje ramię i oplatając mnie dłońmi.
      -Harry. – rzuciłem ostrzegawczo, jednak nic sobie z tego nie zrobił.
     -Czego ode mnie oczekujesz? – Pyta mnie, podnosząc na chwilę głowę. – Przecież nie zmienię moich uczuć, mojej orientacji.
Westchnąłem ciężko. Miał cholerną rację.
      -LOUIS!? – rozlega się wołanie Liama na korytarzu. – Wszystko w porządku?
Odchrząknąłem, wyswobadzając się z objęć Harrego. Nie wstałem, ale zmieniłem pozycję, siadając po turecku. – Tak! Jestem trochę zmęczony. – odpowiadam mu.
       - Masz ochotę gdzieś później wyjść? Razem z nami? Możesz wziąć Eleanor, jeśli chcesz. – Harry omiata mnie dziwnym spojrzeniem, którego nie potrafiłem zidentyfikować.
        -Nie ma sprawy! – słyszę oddalające się kroki Liama. Zwracam wzrok ku lokatemu.
Kiwa głową, spuszczając wzrok na podłogę. –Kochasz ją? – pyta cicho. 
Zachłysnąłem się powietrzem. Nie spodziewałem się tego. Na pewno nie tak bezpośrednio.
Ale czy nie należy mu się odpowiedź?
Czy ja ją znałem?
      -Kochasz ją? Odpowiedz! –Natarczywie świdruje mnie spojrzeniem. Ja w tym czasie przygryzam dolną wargę.
       -To… To skomplikowane… Ja…
       -Tak myślałem. – rzucił i podniósł się z miejsca. Machinalnie zrobiłem to samo.
       -Ty… Nie! – Gubiłem się w słowach. Szybkim krokiem podszedł do drzwi. Zrobiłem kilka kroków za nim. Już miał wychodzić, gdy odwrócił się do mnie, chwycił mój nadgarstek, przyciskając mnie swoim ciałem do ściany. Bezceremonialnie wsadził mi kolano między nogi, dociskając mocno. Jęknąłem i odrzuciłem głowę w tył. – Przestań… - wydukałem. – Nic o mnie nie wiesz…
        - Wiem więcej, niż ci się wydaje. A teraz, kochanie, musimy się pożegnać.  – Położył dłoń na moim pośladku. - Zobaczymy się wieczorem. – Musnął ostatni raz moje usta i szybkim krokiem wyszedł z pokoju. 
     Dyszałem lekko.
Nadal pachnie. Trochę moimi perfumami, trochę bardziej wonią papierosów, trochę najbardziej Nim. Zostawił mnie bardziej samotnego niż wtedy, gdy nie było go jeszcze.
     Ktoś kiedyś powiedział, że żegnać się, to jakby trochę umierać. Ten ktoś miał racje. Czuję się okropnie pusty, nie mając go teraz przy sobie.
Rzuciłem się na łóżko. Może to jakoś mnie ukoi. Zamknąłem oczy, modląc się o sen.
Ale przecież nie można spać, gdy jest się pełnym uczuć, których nie da się wypowiedzieć słowami. 



*** 
No i proszę. 
Mamy Larrego. 
Tego chcieliście, prawda? 

Kolejny rozdział będzie z perspektywy Harrego, tylko powiadamiam. 
Wiem, miał to być pamiętnik Lou, ale taka zmiana jest cholernie potrzebna :) 

Podoba się wam?  
Polecajcie mi proszę swoje blogi, lubię czytać wasze twórczości :) 

xoxo. 
Bardzo was kocham!